poniedziałek, 16 lutego 2015

#RBN vs #Debata


fot. bbn.gov.pl

Debata o debacie wchodzi na kolejny poziom. Dzisiaj Andrzej Duda na konferencji prasowej w Sejmie wzywał prezydenta Bronisława Komorowskiego do debaty "choćby jutro". W odpowiedzi szef sztabu PBK narzucił "nową-starą" narrację:
Według mnie serial o odmowie udziału w RBN przy odpowiednim "opakowaniu" medialnym o Kaczyńskim bojkotującym Radę może wywołać zamierzony efekt, ale patrząc pragmatycznie zarzut nie jest tak mocny jak wydaje się osobom, które go sformułowały.

Po pierwsze, RBN jest organem doradczym prezydenta, ponadto PBK zarządzeniem z 24 maja 2010 ustalił zakres i tryb działania rady, a powoływanie i odwoływanie członków Rady Bezpieczeństwa Narodowego należy do wyłącznych kompetencji prezydenta- mamy więc do czynienia z organem, który jest w pełni zależny od Bronisława Komorowskiego. Oczywiście można całą argumentację oprzeć na stwierdzeniu "Kaczyński sobie łaskawie wybiera, z którym prezydentem chce obradować, a z którym nie" jednak moim zdaniem jest to zbyt duże uproszczenie. Z politycznego punktu widzenia trudno się dziwić, że Prawo i Sprawiedliwość, które od lat krytykuje poczynania prezydenta nie chce brać udziału w obradach, które de facto mają jego politykę w zakresie bezpieczeństwa kształtować. PiS nie chce żyrować kierunku działań prezydenta ponieważ politycznie stoi w stosunku do niego w całkowitej opozycji.

Jedynym przedstawicielem "zjednoczonej prawicy" w RBN jest Jarosław Gowin, który jako prezes Polski Razem nie musi podporządkowywać się linii partyjnej PiS-u, a jednocześnie jest "wentylem bezpieczeństwa" dla PiS-u, który w razie krytyki za brak zainteresowanie bezpieczeństwem kraju może użyć argumentu, że "zjednoczona prawica" ma w radzie swojego reprezentanta.

Po drugie, nieporozumieniem jest stawianie na jednym poziomie ewentualnej debaty kandydatów na prezydenta z posiedzeniami RBN. W czasie debaty porusza się całe spektrum tematów- od gospodarki, przez politykę zagraniczną, społeczną, zdrowotną, kulturalną itd. Posiedzenia RBN dotyczą wyłącznie tematów związanych z bezpieczeństwem, a do tego z zasady są niejawne (chyba, że prezydent postanowi inaczej). Tematyka, ranga i cel debaty i Rady są kompletnie różne. Nie ma żadnego uzasadnienia do stawiania ich na równi, poza przeogromną chęcią wykorzystania przez polityków PO argumentu, że Kaczyński wielokrotnie (24 razy) odmówił spotkania. Ale kij zawsze ma dwa końca, dlatego politycy Platformy decydując się na ten argument powinni się liczyć z zarzutami o polityczne wykorzystywanie RBN dla celów kampanii PBK

Po trzecie, RBN jako organ doradczy nie jest uprawniona do podejmowania jakichkolwiek decyzji, więc nieobecność JK nie wywoła żadnych konsekwencji poza tym, że prezydent nie pozna opinii lidera PiS-u na zamkniętym posiedzeniu Rady i wysłucha tylko stanowiska innych liderów politycznych (dokładnie trzech) oraz ludzi ze swojego obozu politycznego + wicepremiera koalicjanta (8+1). Jeżeli chodzi o odmowę udziału w debacie przed I turą konsekwencje są dużo bardziej odczuwalne społecznie- aktualnych poglądów prezydenta w wielu istotnych dla Polski sprawach nie poznają miliony obywateli, którzy chcieliby takie starcie obejrzeć, aby wyrobić sobie zdanie przed oddaniem głosu w wyborach. Wg sondażu Millward Brown dla "Faktów TVN" to 68% ankietowanych. Czy ważniejsze dla Polaków jest to, że Kaczyński kolejny raz nie przyszedł na zamknięte spotkanie, czy też to, że prezydent nie chce debatować? Sztab PBK powinien jak najszybciej udzielić sobie odpowiedzi na to pytanie.

1 komentarz: