wtorek, 10 lutego 2015

#PrompterGate

Fot. Facebook Andrzeja Dudy
Sobotnia konwencja rozpoczynająca oficjalnie kampanię Andrzeja Dudy, ku uciesze jego sztabu jest szeroko komentowana w mediach tradycyjnych i społecznościowych, jednak pewnie mało kto spodziewał się, że jednym z najgorliwiej poruszanych tematów będzie prompter (lub jego brak).

Wystąpienie Dudy trwało ok. 40 minut, mówił z pasją, nie wspierał się notatkami i abstrahując od treści przemówienia był chwalony za jego styl. Nawet Monika Olejnik, która zazwyczaj oszczędnie gospodaruje komplementami w kierunku polityków PiS w programie "7 dzień tygodnia" powiedziała: "Ale 40-minutowe wystąpienie z głowy było imponujące, niektórzy kilka lat ćwiczą i im nie wychodzi" (Tomasz Nałęcz ripsotował, że PBK wiele razy tak przemawiał, ja osobiście sobie nie przypominam). Trudno jednak było przejść do porządku dziennego nad tym, że Duda mógł się po prostu dobrze przygotować i wypaść korzystnie wizerunkowo. Zaczęło się od twitta @k_sikora z natemat.pl:

Następnie sam Andrzej Duda trochę sprowokował dyskusję sposobem w jaki zachęcał do debaty PBK mówiąc, że może przyjść z kartką jeśli chce.

Redaktor @KonradPiasecki nie pozostawił tego bez komentarza:
A jeśli ktokolwiek jeszcze miał wątpliwości po tej sugestii dalej redaktor wyjaśnił bardziej jednoznacznie:

Po tych dwóch tłitach zaczął się festiwal wyjaśnień (A.Duda też odpowiedział)

To jednak zbyt mało. Musiało paść kluczowe i precyzyjne pytanie:

 I dalej:

 I wreszcie finał:
Tu można jeszcze dodać zdjęcie, które krążyło po TT gdzie widać Andrzeja Dudę podczas przemówienia i monitor, który używając modnego słowa jest wygaszony:

Na tym mógłbym zakończyć całą relację z #PrompterGate, pomijając to, że redaktor Piasecki, który sam dyskusję rozpoczął dziwił się później, ile to osób zajmuje się taką głupotą, i że to nie jest priorytet kampanii.

Najciekawszy w #PrompterGate był jednak dzisiejszy polityczny poranek. Najpierw nowy sekretarz stanu w gabinecie premier Kopacz, Michał Kamiński tak opowiadał o swoich odczuciach po konwencji Andrzeja Dudy w programie "Jeden na jeden" TVN24:

Michał Kamiński:
- Zobaczyłem człowieka, który usiłuje udawać, który całkiem sprawnie nauczył się czytać z tego monitorka, który miał...
Red. Rymanowski: 
- Twierdzi, że nie korzystał z tego urządzenia
Michał Kamiński:
- Aha, no tak twierdzi, ale dziennikarze twierdzą co innego.

Później wicepremier Janusz Piechociński w programie "Gość Radia Zet" u Moniki Olejnik:

- Jeśli chodzi o formę, to czapeczka z głowy. Tak. Piękne błyski, ładne telebimy, świetne promptery, świetnie mówiący kandydat, zapewne z tych prompterów, bo to było widać w tym charakterystycznym ruchu oczami.

Wniosek? Nie jest ważne jakie są fakty. Nie jest ważne, że sam zainteresowany zdementował. Ważne jest to aby insynuacje, które pojawiły się wczoraj dziś sprzedać jako fakt.

Oczywiście- cała dyskusja o prompterze jest żenująca i drugorzędna. Nie mam zamiaru dowodzić o wyższości kartki nad prompterem czy wychwalać umiejętności oratorskich Andrzeja Dudy.  Chciałem tylko pokazać chronologicznie jak w dzisiejszych mediach przy użyciu twittera powstaje informacja, tzw. fakt medialny, który następnie staje się chwytem używanym przeciwko rywalowi politycznemu.

Wiadomo, że w okresie kampanii wyborczej emocje są większe niż zazwyczaj i większa niż zwykle jest też pokusa stosowania politycznych fauli. Wszyscy pamiętamy słynnego dziadka z Wermachtu, którego wyciągał Donaldowi Tuskowi Jacek Kurski. Pamiętamy też sprawę Sławomira Nitrasa, który, w listopadzie 2006 roku na tydzień przed wyborami prezydenckimi w Szczecinie świadomie rzucił fałszywe oskarżenie na kontrkandydatkę Piotra Krzystka do fotela prezydenta miasta prof. Teresę Lubińską. Była minister wytoczyła mu proces w trybie wyborczym, który Nitras przegrał. "Posadziłem kilka osób przed komputerami i kazałem szukać. No i znaleźliśmy: sprawę umorzenia przez Ministerstwo Finansów długów pewnego działacza Samoobrony. Gdy oskarżałem o to Lubińską, wiedziałem, że to nie ona podejmowała decyzję, i że potem będę pewnie musiał przepraszać. Ale efekt został osiągnięty"- powiedział w rozmowie z "Rzeczpospolitą" Nitras.  

Takich zagrań zapewne nie da się uniknąć. Będą obecne w kolejnych kampaniach wyborczych i zapewne stosowane przez wszystkie strony politycznego sporu, jednak moim zdaniem warto znać mechanizmy, które tego typu zagrywkami rządzą i obnażać manipulacje i półprawdy. Niski poziom debaty publicznej nie zwalnia nas z obowiązku upominania się o rzetelność i fakty.

Konrad Piasecki na stronie rmf24.pl dzisiaj odnosi się do całej sprawy i pisze tak:

Po tym, jak napisałem o tym na Twitterze, stałem się obiektem przekonywania, wyjaśniania, oskarżeń i sekowania, w którym określenia "żenujące", "kłamliwe", "nienawistne" nie były najostrzejszymi. A zatem - krótkie wyjaśnienie. Konwencji i wystąpienia kandydata Dudy nie oglądałem na żywo. Gdy się za to zabrałem, byłem już po lekturze stwierdzeń o korzystaniu z promptera, po usłyszeniu o nim w debatach telewizyjnych i po obejrzeniu zdjęć pokazujących, że w mównicy kandydat miał umieszczony monitor. Sam również go widziałem w relacji wideo. Ponieważ politycy PiS-u nie tłumaczyli, iż kandydat z niego nie korzystał (a mieli ku temu sporo czasu i okazji) - uznałem to za fakt. Fakt - dodajmy - bez żadnego znaczenia, bo korzystania czy nie korzystania z kartek, notatek, prompterów nie uważam ani za powód do wstydu, ani do chwały. Zdziwiłem się zatem, że politycy PiS - łącznie z kandydatem Dudą - tak ochoczo naigrawają się z prezydenta, że czytał swe wystąpienie z kartki. I o tym napisałem.

"Nie oglądałem na żywo", "byłem po lekturze stwierdzeń", jednak w takie szczegóły i wyjaśnienia politycy tacy jak Michał Kamiński czy Janusz Piechociński wchodzić nie będą. Oni już ruszyli w eter ze swoim przekazem :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz